Autor: Sarah J. Maas
Tytuł: Dom ziemi i krwi. Część II
Cykl: Księżycowe Miasto, tom 1
Liczba stron: 622
Wydawnictwo: Uroboros
Premiera: 03.06.2020
Premiera: 03.06.2020
Już po pierwszej części tej historii wiedziałam, że może się skończyć ponowną fazą na twórczość Maas. Zgaduję, że przez kilka następnych dni będę myśleć tylko o wydarzeniach z "Księżycowego Miasta". Być może pojawi się kac książkowy. Jednak powiem szczerze. Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej przy tej opowieści. Za to kocham autorkę. Za tworzenie czegoś, czego nie zapomnę szybko i w czym zakocham się bez opamiętania.
Po wydarzeniach z pierwszej części śledztwo zaczyna się komplikować. Okazuje się, że zmarła przyjaciółka Bryce - Danika - miała z całą sprawą coś wspólnego. Los zdaje się nie sprzyjać Bryce ani Huntowi. Coraz więcej osób zaczyna interesować się Rogiem - pradawnym artefaktem o potężnej mocy. Dodatkowo na ulicach Księżycowego Miasta grasuje kolejny demon. Czas ucieka, Gubernator się niecierpliwi, a rozwiązanie wciąż znajduje się daleko od nich. Przeszłość nie zamierza odpuścić i tylko dodaje nowe niewiadome...
Muszę przyznać, że się nie zawiodłam. Maas utrzymała poziom, choć z ręką na sercu mogę przyznać, że w pewnych momentach go nawet przebiła. Nawet nie wiem, kiedy książka pochłonęła mnie całkowicie. Na początku było ciężko, pojawiło się sporo nowych informacji. To jednak plus, udowadnia, że autorka nie poszła na łatwiznę i stworzyła porządne uniwersum od A do Z. Przez większość czasu akcja nie pędzi. Zdecydowanie przeważył tutaj wątek kryminalny. Każdy rozdział przynosi nowy element układanki. Śmiało mogę stwierdzić, że wytworzył się pewien schemat. Wskazówka - badanie poszlak - ślepy zaułek/strzał w dziesiątkę. Jednak końcówka, brakuje mi słów, aby ją opisać. Akcja pędziła, było mnóstwo zwrotów. Wywołała wiele emocji. Strach, smutek, złość, radość, istna wybuchowa mieszanka. Maas wydobyła z bohaterów to, co najlepsze, ale również odsłoniła ich drugą, mroczą stronę. Krew lała się strumieniami, autorka nie szczędziła brutalnych scen.
Jeśli chodzi o bohaterów, to tutaj również nie mam o co się czepiać. Bryce pozostała tak samo odważna, szalona, zadziorna, prostu pozostała sobą. Hunt się zmienił. Przebudziły się w nim uczucia, przestał być zimną i pustą skorupą. Nie mówię oczywiście, że chłód i obojętność nie zniknęły. Zostały, co widać szczególnie pod koniec. Szczerze? Nie wyobrażam sobie Hunta bez tego. Właśnie za stanowczość, bezwzględną lojalność, bezuczuciowość w pewnych sytuacjach go pokochałam. Na pierwszy plan wysuwa się również Ruhn. Względem niego mam mieszane uczucia. Z jednej strony go polubiłam, ale z drugiej często się na niego wkurzałam. Opiekował się Bryce, był przy niej, kiedy go potrzebowała, pomagał przy śledztwie. Jednak nie zrobił nic jeśli chodzi o stosunki rodzinne. To mnie denerwowało. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach coś z tym zrobi, zwłaszcza po pewnych tajemnicach, które ujrzały światło dzienne.
Na zakończenie dodam, że Maas nie oszczędziła jednego. Źle napisanych scen łóżkowych. Podobnie jak w "Dworach" ja po prostu nie potrafię określić ich inaczej. Poza tym jest jeszcze jedna podobna rzecz między tymi seriami i w tym temacie. Idealne wyczucie czasu. Wzywasz demona? To ja pomyślę o tym, jak dobrze byłoby nam razem w łóżku. Albo jeszcze lepszy przykład. Ledwo żywy Hunt, ale na seks zawsze gotowy. Czyż to nie brzmi znajomo? Feyra i Rhys w samym środku bitwy, w namiocie...
Wciąż nie mogę otrząsnąć się po zakończeniu. Tyle emocji, zwrotów akcji. W pewnych momentach chciało mi się płakać. Tak, moje serce zostało złamane. Nie mogę doczekać się kolejnych tomów. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się losy Bryce, Hunta, Ruhna i reszty bohaterów. Polecam wszystkim fanom twórczości autorki i wielbicielom fantastyki. Jestem pewna, że Lunathion, tak samo jak mnie, porwie Was w wir przygody i długo nie puści.
Natalia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz