Autor: Iwona Poczopko
Tytuł: Nasze kochane święta
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Książnica
Premiera: 25 października 2017
Przed samymi Świętami dostałam zupełnie niespodziewaną paczkę, a w niej powieść "Nasze kochane święta". Przymierzałam się do przeczytania jej już w okolicach Wigilii, jednak kolejka egzemplarzy recenzenckich zmusiła mnie do odłożenia tej lektury w czasie. I muszę przyznać, że dobrze się złożyło, bo bez wątpienia zepsułaby mi nastrój...
Wraz z pierwszymi zdaniami powieści wkraczamy do domu Niuty i jej męża, Edka. Właśnie trwają ostatnie przygotowania do wigilijnej kolacji. Pani domu wygładza fałdy obrusa, upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu i prezentuje się idealnie. Jej krytyczne oko wychwyci każde niedopatrzenie, brak symetrii, nierówne ułożenie sztućców... Po tradycyjnym dzieleniu się opłatkiem, cała rodzina zasiada do stołu. Niuta, Edek oraz ich córki: Hanka z mężem i Marta. Kolejne potrawy pojawiają się i znikają, a towarzyszą im zażarte dyskusje o polityce, Kościele i o życiu we wszelkich jego aspektach.
Akcja podzielona została na cztery części, a każda z nich obejmuje inną Wigilię Bożego Narodzenia. Śledzimy zmiany zachodzące w bohaterach na przestrzeni lat, obserwujemy, w jaki sposób potoczyły się ich losy. Jednak każde spotkanie przy świątecznym stole łączy jedno - to nieustające pasmo rodzinnych kłótni. Narzekaniom nie ma końca, bo krytykować można przecież wszystko - polityków, księży i oczywiście siebie nawzajem. Zamiast kulturalnej rozmowy, dostajemy ideologiczne tyrady oraz litanię żalów i pretensji do całego świata. Biesiadnicy prześcigają się w złośliwościach, wzbogacając je o pokaźny zbiór przekleństw i mądrości ludowych. Choć zdarzają się również fragmenty humorystyczne, dialogi bohaterów nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia. Przeciwnie, przez większość czasu czułam się nimi zniesmaczona. Jawnie okazywany sobie przez członków rodziny brak szacunku i obrzucanie się przez nich tekstami, które niejednokrotnie były po prostu chamskie, kompletnie zniechęcił mnie do lektury. Z kolei natłok informacji historycznych, skądinąd bardzo pouczających, okazał się wyjątkowo ciężki w odbiorze. Nieduża czcionka i przemyślenia czy wspomnienia ciągnące się przez kilka stron nudziły i irytowały. Rozumiem chęć obrazowego przedstawienia jakiegoś wydarzenia z przeszłości, ale żeby bohater sam sobie cytował w myślach wypowiedzi Bieruta, Gomułki czy innych postaci, uważam za przesadę.
Z przykrością przyznaję, że swojego spotkania z powieścią Iwony Poczopko nie zaliczam do udanych. Czułam się przytłoczona przydługimi wstawkami historycznymi i ciągnącymi się niemiłosiernie wspomnieniami bohaterów. Dawno nie trafiłam na książkę, przez którą tak trudno było mi przebrnąć. Dialogi pełne przekleństw i wulgarny język niezmiennie mnie raziły. Cała sytuacja niekończących się kłótni przy wigilijnym stole i bezustannego dążenia domowników, by dopiec sobie nawzajem, wydała mi się przerysowana i nie potrafiłam się w niej odnaleźć. Została zdominowana przez pesymizm i ideologiczne monologi, a ponad stołem zastawionym karpiem, śledziami, kutią i sernikiem bohaterowie rzucali się sobie do gardeł, nie przebierając w słowach. Jeśli lubicie powieści otulające Was prawdziwie świąteczną atmosferą, omijajcie tę książkę szerokim łukiem. Być może fragmenty skupiające się na historii naszego kraju ostatnich dziesięcioleci i wpływ przemian politycznych na społeczeństwo polskie bardziej Was zainteresują, ale ja mocno się zawiodłam.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Książnica
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz