Autor: Krystal Sutherland
Tytuł: Chemia naszych serc
Liczba stron: 228
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Jak wiecie, nie czytam romansów ani młodzieżówek. Jednak tym razem jest nieco inaczej. Pod choinkę dostałam właśnie książkę tego gatunku i potem uznałam, że ją przeczytam, bo trzeba. Po opisie nie byłam zachwycona, pomyślałam, że to kolejna oklepana historia. Teraz muszę przyznać, że naprawdę się w niej zakochałam.
Henry Page jeszcze nigdy się nie zakochał. Nie ma na to czasu, musi postarać się o jak najlepsze świadectwo, by dostać się na dobrą uczelnię. Te plany zostają zniszczone przez Grace Town. Chodzącą w męskich ubraniach, podpierającą się laską, w ogóle niezainteresowaną chłopakami. Gdy dowiaduje się, że będzie z nią współpracował w gazetce szkolnej, nie może ukryć radości. Zaczyna się interesować Grace i nic nie wskazuje na to, by zamierzał przestać. Co z tego wyniknie?
Moim zdaniem największą zaletą tej powieści jest oryginalność. Wszędzie pierwsze miłości są opisane tak cukierkowo, że ma się ochotę tęczą wymiotować. A tu autorka pokazała jej prawdziwość. To nie trzymanie się za rączkę, całowanie przy znajomych czy zmienienie statusu na Facebooku. To burza uczuć, których nie sposób wyrazić, pomijanie wad, ból po kłótniach. Kolejny plus to bohaterowie. Mamy tutaj nieśmiałego, niedoświadczonego chłopaka, który pragnie poczuć coś więcej niż orgazm. I w sumie to też trochę się z nim utożsamiam. Nie mam swojej pierwszej miłości, a gdy patrzę na parę z mojej klasy, to cieszę się, że nie mam nikogo. Grace też mi się spodobała. To dziewczyna po przejściach, cień dawnej siebie. Jest dla Henry'ego ogromną tajemnicą, którą będzie mu naprawdę ciężko rozwikłać.
Książka jest napisana prostym młodzieżowym językiem. Porusza wiele problemów związanych ze szkołą, dorastaniem - takie, które są mojej grupie wiekowej bliskie. Chodzi o stres związany ze szkołą, presję rówieśników, zmiany zachodzące w czasie dojrzewania. Uroku dodaje też czarny, ironiczny humor, który tak bardzo lubię. Często rozładowuje on napiętą atmosferę, poprawia relacje. To nie znaczy, że ją niwelował. Niekiedy nawet on nie pomagał. Jednak czasem miałam wrażenie, że w niektórych sytuacjach był na siłę.
"Chemia naszych serc" to nie kolejny romans z typowym zakończeniem. Pokazuje, że niektóre wydarzenia nie mogą za bardzo nami zawładnąć. Trzeba przeszłość zostawić za sobą i rozpocząć życie przyszłością. To też nie jest kolejna książka, w której dziewczyna z problemami po spotkaniu chłopaka staje się całkowicie od nich wolna.
Natalia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz