Umarłem, prawda? Powinni mnie pochować, zakopać głęboko do jednej mogiły. A jednak budzę się. Światło słoneczne mnie oślepia. Coś pali od środka. Przyciskam dłonie do brzucha. Widzę, jak między palcami zbiera się szkarłatna ciecz. Żyję, a jednak umarłem. To nie tak miało wyglądać.
Kilkuletni Saturnin mieszka z mamą i dziadkiem na wsi. Mężczyzna nie jest typowym miłym starszym panem, który chętnie opiekuje się wnukiem, opowiada zabawne historie, odpoczywa w zaciszu domu. Wręcz przeciwnie, codziennie rano pije czarną kawę, pali papierosa i znika na całe dnie. Chłopiec wierzy, że dziadek przebywa w tajemniczej krainie, którą mija codziennie, jadąc do szkoły autobusem przez dwa dodatkowe kilometry. Dwadzieścia lat później Saturnin musi wrócić w rodzinne strony. Zostawia Warszawę i swoje nudne życie, aby znaleźć dziadka. Wspólnie z matką zagłębiają się w przeszłość, w rodzinną historię. To, czego się dowiedzą, nie tylko zmieni ich tok myślenia o pewnych sprawach, ale również o nich samych.
Mogłabym się rozpisywać o wspaniałości tej książki, ale zanudziłabym Was na śmierć. Dlatego daruję sobie i przejdę do konkretów. Mało powiedziane, że mi się podobało. To było coś naprawdę dobrego. Czułam, jakbym przeniosła się do czasów małego Saturnina, do przeszłości jego dziadka, matki. Żyłam razem z nimi, uczestniczyłam w każdej chwili. Małecki mnie nie zawiódł. To, co mnie urzekło za pierwszym razem - czyli umiejętność kreacji bohaterów, opisywanie uczuć, postrzeganie rzeczywistości - to wszystko zagrało idealnie. Króluje prostota, a jednak między wierszami można odczytać, że chodzi o coś więcej.
Nie ma jednego bohatera, choć na początku myślałam, że jest nim tytułowy Saturnin. To jego poznajemy najpierw. Wydaje mi się podobny do wielu ludzi żyjących w obecnych czasach. Zagubiony, nieszczęśliwy, znudzony życiem. Praca sprzedawcy, mieszkanie w bloku w Warszawie, dziewczyna, do której nigdy nie zagada. A tu, nie wiadomo skąd, wiadomość o zniknięciu dziadka. I wtedy właśnie się zaczyna - powraca do niego przeszłość, uderza ze zdwojoną siłą, a jedyne, co może z nią zrobić, to ją rozpamiętywać. Kolejnym bohaterem jest Hania - matka mężczyzny. Ją poznajemy jako nastolatkę. Jej historia też nie ma kolorowych barw. Co najciekawsze, została opisana w listach. Bardzo oryginalna, od razu przypadła mi do gustu. I na końcu dziadek, najbardziej tajemnicza postać. Mam wrażenie, że jakby nie poznać przeszłości tych trzech postaci, książka nie miałaby sensu. Dopiero złożenie jej w całość daje zamierzony efekt.
"Saturnin" to kolejna wspaniała powieść Małeckiego. To historia o poszukiwaniu siebie, radzeniu sobie z bólem, problemami a także samym sobą. Pokazuje, ile człowiek jest w stanie poświęcić, aby osiągnąć cel. To kolejna opowieść o zwyczajnych ludziach, ale o niezwykłych losach. Nie można się od niej oderwać, a po zakończeniu czuje się niedosyt. Jako początkująca pisarka, dodam, że chciałabym pisać tak cudowanie jak Małecki.
Natalia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz