Autor: Éric-Emmanuel Schmitt
Tytuł: Odette i inne
historie miłosne
historie miłosne
Liczba stron: 256
Wydawnictwo: Znak literanova
Zbiór opowiadań "Odette i inne historie miłosne" to, wydawałoby się, taka mała, przyjemna książeczka na jedno popołudnie. Szybka, lekka lektura, pewnie historie zakochanych par jakich wiele. Nic bardziej mylnego. Mimo że to tylko 8 krótkich opowiadań, wszystkie są oryginalne i głęboko zapadają w pamięć.
Ta książka jest jak bombonierka - niby wszystkie teksty są o miłości, a jednak każdy z nich jest inny - jak czekoladki o różnych smakach. "Bosa księżniczka" mnie wzruszyła, "Obca" zasmuciła, "Piękny deszczowy dzień" wprawił w zadumę, "Wszystko, czego potrzeba do szczęścia" ścisnęło za serce... Ich bohaterki to kobiety wyjątkowe, a ich zachowanie niejednokrotnie zaskakuje. Nawet w tak małych objętościowo opowiadaniach Schmitt zdołał w przekonujący sposób przedstawić ich charaktery - w żadnym wypadku nie są one schematyczne, czujemy się, jakbyśmy obserwowali życie prawdziwych osób. I tak jak w realnym życiu, wywołują w nas różne emocje, od sympatii aż po niechęć. Wandy zdecydowanie nie polubiłam (choć okazało się, że i ona zachowała jakieś ludzkie uczucia), z Hélène nigdy bym się nie zrozumiała, Odile przypomniała mi o babci, na Aimée się zawiodłam, współczułam Isabelle i kibicowałam Odette. I choć ostatnie opowiadanie jakoś mi nie pasowało do pozostałych (nie nazwałabym go mimo wszystko historią miłosną), to tworzą one spójną całość.
Opowiadania Schmitta prowokują do stawiania pytań, na które nie ma dobrych i złych odpowiedzi. Czym tak naprawdę jest miłość? Czy można ją w ogóle zdefiniować? Jak ją rozpoznać? Czy można kogoś kochać, ale przez lata mylić to uczucie z czymś innym, nie dopuszczać go do siebie? Dlaczego ludzie decydują się z kimś być mimo że (jak twierdzą) tej drugiej osoby wcale nie kochają? Czy w ten sposób nie odbierają sobie szansy na prawdziwe szczęście? Czy zawsze zdrada faktycznie jest zdradą?
Miłość to uczucie, które ma przeróżne oblicza. Dla każdego znaczy co innego i każdy tę samą historię miłosną potrafi opowiedzieć na swój własny, niepowtarzalny sposób. Może właśnie dlatego powstaje ich tak wiele - w końcu liczba możliwości jest nieograniczona.
Polecam!
Ta książka jest jak bombonierka - niby wszystkie teksty są o miłości, a jednak każdy z nich jest inny - jak czekoladki o różnych smakach. "Bosa księżniczka" mnie wzruszyła, "Obca" zasmuciła, "Piękny deszczowy dzień" wprawił w zadumę, "Wszystko, czego potrzeba do szczęścia" ścisnęło za serce... Ich bohaterki to kobiety wyjątkowe, a ich zachowanie niejednokrotnie zaskakuje. Nawet w tak małych objętościowo opowiadaniach Schmitt zdołał w przekonujący sposób przedstawić ich charaktery - w żadnym wypadku nie są one schematyczne, czujemy się, jakbyśmy obserwowali życie prawdziwych osób. I tak jak w realnym życiu, wywołują w nas różne emocje, od sympatii aż po niechęć. Wandy zdecydowanie nie polubiłam (choć okazało się, że i ona zachowała jakieś ludzkie uczucia), z Hélène nigdy bym się nie zrozumiała, Odile przypomniała mi o babci, na Aimée się zawiodłam, współczułam Isabelle i kibicowałam Odette. I choć ostatnie opowiadanie jakoś mi nie pasowało do pozostałych (nie nazwałabym go mimo wszystko historią miłosną), to tworzą one spójną całość.
Opowiadania Schmitta prowokują do stawiania pytań, na które nie ma dobrych i złych odpowiedzi. Czym tak naprawdę jest miłość? Czy można ją w ogóle zdefiniować? Jak ją rozpoznać? Czy można kogoś kochać, ale przez lata mylić to uczucie z czymś innym, nie dopuszczać go do siebie? Dlaczego ludzie decydują się z kimś być mimo że (jak twierdzą) tej drugiej osoby wcale nie kochają? Czy w ten sposób nie odbierają sobie szansy na prawdziwe szczęście? Czy zawsze zdrada faktycznie jest zdradą?
Miłość to uczucie, które ma przeróżne oblicza. Dla każdego znaczy co innego i każdy tę samą historię miłosną potrafi opowiedzieć na swój własny, niepowtarzalny sposób. Może właśnie dlatego powstaje ich tak wiele - w końcu liczba możliwości jest nieograniczona.
Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz