Autor: Wojciech Kulawski
Tytuł: Syryjska legenda
Liczba stron: 336
Wydawnictwo: CM
Skarby zrabowane przez nazistów podczas drugiej wojny światowej, porwania, handel żywym towarem, a do tego jeszcze islamscy ekstremiści – fabuła Syryjskiej legendy Wojciecha Kulawskiego zapowiadała się niezwykle ekscytująco. Czasem jednak sam pomysł to nie wszystko, a ewidentne braki w korekcie i redakcji tekstu potrafią zepsuć nawet najlepszą książkę.
Ekipa szwajcarskich archeologów wyrusza do Syrii na poszukiwanie zaginionych dzieł sztuki. Do celu mają ich doprowadzić wskazówki zaszyfrowane na dwudziestu trzech tajemniczych kartach. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, iż zapisano je w języku pragermańskim. Tymczasem profesor Bertrand Cologne, zatrudniony w ośrodku badawczym CERN, konstruuje urządzenie zwane magnetronem. Jak się okazuje, może ono posłużyć nie tylko celom naukowym. Do czego posuną się handlarze ludźmi, by zdobyć ten wynalazek? I czy ktokolwiek zdoła wyjść z tego cało?Autor już na samym początku mocno mnie zaintrygował. Działo się naprawdę wiele. Od sceny szaleńczej jazdy przez pustynię, poprzez walki w argentyńskim więzieniu, aż po wyjawioną na łożu śmierci tajemnicę i porwanie. Z czasem akcja nabierała coraz większego tempa. Przed uczestnikami wyprawy piętrzyły się kolejne problemy, a przestępcy krok po kroku realizowali swój plan, nie cofając się przed niczym. Eskalacja konfliktu pomiędzy zwolennikami syryjskiego prezydenta i ekstremistami dążącymi do utworzenia Państwa Islamskiego sprawiła, że cała ta historia stała się jeszcze bardziej ekscytująca.Mimo że na brak wrażeń narzekać nie mogłam, przebrnięcie przez tę książkę okazało się dla mnie nie lada wyzwaniem. Okropnie raziła mnie źle zrobiona korekta. Niewłaściwą interpunkcję czy literówki potrafię jeszcze zrozumieć, w końcu każdy może coś przeoczyć. Ale błędy ortograficzne to już moim zdaniem przesada. Tymczasem znalazły się tutaj takie "kwiatki", jak "strzeliste wierze" i "choć tutaj" w formie wydanego komuś polecenia. Pojawiła się też pewna "kobieta z polski", "dwójka mężczyzn", "przewalanie oczyma", a nawet wzmianka o "szemranym świadku", w którym to tkwiła część przewijających się przez tę opowieść postaci... Poza tym irytowały mnie wszechobecne powtórzenia. To samo słowo pojawiające się pięć razy na jednej stronie? Żaden problem. Podobnie zresztą jak rozpoczynanie i kończenie zdania w ten sposób: "Archeolodzy nie wiedzieli, czy dziwne zachowanie profesora było jego cechą wrodzoną, czy reagował w ten sposób na kartki przyniesione przez archeologów".Choć wspomniane wyżej błędy odebrały mi najwięcej przyjemności z lektury, przeszkadzało mi coś jeszcze. Niektóre momenty wydawały się zbyt naciągane, a przez to wyjątkowo mało realistyczne. Chociażby ta, gdzie podczas strzelaniny w hotelowym pokoju starszemu profesorowi udaje się osłonić przed nadlatującą kulą przy pomocy krzesła. Mamy też na przykład taką sytuację, że uciekająca przed napastnikami dziewczyna rzuca się przez okno, rozbijając przy okazji szybę własnym ciałem, ląduje na palmie, zsuwa się po pniu na ziemię i – jak gdyby nigdy nic – zaraz biegnie sobie dalej. Wprawdzie tego typu sceny nie raziły mnie aż tak bardzo (choć przyznam, że noszenie granatów w kieszeni marynarki to dla mnie dość zaskakujący zwyczaj), uważam jednak, że autora stać na coś więcej. O wiele więcej.Syryjska legenda bez wątpienia dostarczyła mi mnóstwa wrażeń. Zarówno tych lepszych (pomysłowość Wojciecha Kulawskiego chyba nie zna granic), jak i gorszych (cała gama różnorakich błędów). Wyjątkowo kiepska korekta sprawiła, że tę powieść czytało mi się z wielkim trudem. Szkoda, bo moim zdaniem miała naprawdę ogromny potencjał. Mogła stać się bestsellerem wartym ekranizacji. Właściwa współpraca ze strony wydawnictwa może zdziałać cuda, ale może również wiele zepsuć. Ja czuję się zawiedziona, ale jeśli Wam błędy nie przeszkadzają i cenicie sobie emocjonujące historie z wartką akcją – możecie zaryzykować.Zuzanna
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Autorowi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz